niedziela, 14 kwietnia 2013


środa, 23 stycznia 2013

Justin Bieber - Dopiero się rozkręcam

Miliony sprzedanych płyt. Tłumy oddanych fanów. Tysiące koncertów w setkach miast na całym świecie. Charyzma. Anielski głos. I ten rozbrajający uśmiech. Wiesz już, Drogi Czytelniku, o kim mowa? Tak, zgadza się. Masz rację. Mowa tutaj o nastoletniej gwieździe, wielkim fenomenie ostatnich kilku lat. Mowa o Justinie Bieberze. Cudownym dziecku show biznesu, które na przestrzeni kilku lat osiągnęło tyle, ile połowa innych wykonawców nie osiągnie nigdy. Justin Bieber. Tak dobrze znane wszystkim nazwisko. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Jednak wszyscy, zgodnym chórem przyznają, iż chłopak ma talent. Ogromny talent, który już nieraz zaskakiwał ludzi na całym świecie. I zaskakuje do dziś. Bo Justin udowodnił wszystkim, że zasługuje na miano gwiazdy. Ale to jeszcze nie koniec. On się dopiero rozkręca, i jeszcze nieraz pokaże, ile jest wart.

Pamiętam początki kariery Justina. Jakby to było wczoraj, mam przed oczyma widok tego słodkiego chłopaczka, który delikatnym głosikiem śpiewa swój mega przebój, jakim byłoBaby. Bieber od zawsze miał swoich miłośników, a także i przeciwników. Ile to me biedne uszy się nasłuchały wyzwisk na jego temat! Sama fanką Justina nigdy nie byłam, lecz z pieczołowitością śledziłam jego dalsze kroki na drodze muzycznej kariery. Zawsze czułam jakąś dziwną sympatię do tego dzieciaka, który swą skromnością, ale i wielką charyzmą zawojował świat. Nigdy nie rozumiałam nienawiści, którą kierowali w jego stronę ludzie, którzy nawet nie słuchali jego muzyki. Fanką nazwać się nie mogę, ale bardzo lubię Justina i niezwykle szanuję go jako artystę, a przede wszystkim - jako człowieka. Mam wielki szacunek do tego, co udało mu się osiągnąć, bo nie oszukujmy się, obecnie jest jedną z najbardziej wpływowych gwiazd na światowym rynku muzycznym. Zafascynowana jego osiągnięciami, postanowiłam przybliżyć sobie choć trochę osobę Biebera, dlatego też z ogromną chęcią zapoznałam się z jego najnowszą, autobiograficzną książką Dopiero się rozkręcam. Chciałam poznać Justina, takim jakim jest naprawdę. Choć przez chwilę poczuć się tak, jakbym go znała osobiście. Wyjątkowe w tej książce było dla mnie właśnie to, że nie jest to jakaś marna biografia napisana przez niekompetentną osobę, ale zapis słów, którego dokonał sam Justin. Jest to stuprocentowa, oficjalna, niezwykle szczera spowiedź, w którą młody artysta włożył całe swe serce. Zatarłam rączki, usiadłam wygodnie, i przy akompaniamencie Beauty and the beat rozpoczęłam integrację z osobą Justina.

Zacznijmy może od faktu, iż nie jest to zwykła, białostronnicowa książka, gdzie czytelnik skupia swoją uwagę tylko i wyłącznie na tych drobniutkich czarnych znaczkach, co to, to nie. Dopiero się rozkręcam jest swoistego rodzaju albumem, w którym główną rolę odgrywają zdjęcia. Tak, album to dobre słowo. Starannie dobrane zdjęcia do każdego rozdziału cieszą oko, a także pozwalają obudzić wspomnienia - w książce znajdziemy obrazy z różnych etapów kariery Justina. Jest kolorowo, magicznie i niezwykle estetycznie! No ale dobrze, nie samymi zdjęciami człowiek żyje. Dopiero się rozkręcam zawiera także tekst (cóż za odkrycie! Tekst w książce! A któżby pomyślał!?), tekst nie byle jaki. W trzynastu rozdziałach Justin wspomniał o wielu ważnych momentach swej kariery. Niekiedy wspomina koncerty - fanów, atmosferę, szczególne momenty towarzyszące danemu wydarzeniu - pisze też o życiu prywatnym, rodzinie, przyjaciołach, przedstawia własne przemyślenia na dany temat, a także ukazuje czytelnikom, jak od kulis wygląda ten jakże bajeczny i cudowny świat show biznesu. Dopiero się rozkręcam to zbiór ważnych dla Biebera wspomnień z trasy koncertowej, a także swoistego rodzaju rozprawienie się z niektórymi tematami. Przyznajmy sobie szczerze, tekstu w tej książce nie ma za wiele, jednak jest on naprawdę mocno osobisty, i każde słowo przepełnione jest emocjami. Jest to bardzo prywatny, emocjonalny, niezwykle szczery zbiór notatek Justina, okraszony wieloma wspaniałymi zdjęciami, notatek, w którychJustin pokazuje, że marzenia mają moc. I jeśli wierzy się w ich spełnienie, to one z pewnością się ziszczą. 

Najnowsza autobiografia Justina Biebera pozwala czytelnikowi na głębsze poznanie wszelkich uczuć i emocji, jakimi targany był piosenkarz w przeróżnych momentach swej kariery muzycznej. Justin nie boi się mówić o emocjach, i w swojej drugiej już książce często zwierza się potencjalnemu odbiorcy, co czuł w danej chwili, jak on postrzega pewne aspekty życia, szczerze pisze o tym, za co kocha, a za co nienawidzi sławę.  Najpiękniejsze jednak jest to, że zawsze niezwykle ciepło pisze o swoich fanach, których, jak on sam twierdzi, kocha nad życie. Fani, a tak dokładnie Beliebers (tak nazywa się fandom Justina) są dla niego całym światem, gdyż, nie oszukujmy się, to oni pozwolili mu rozwinąć skrzydła i pokazać, na co go stać. To oni kupują jego płyty, oni jeżdżą na jego koncerty. Zawsze bardzo go wspierają. Cudowne jest to, że Justin jako jeden z nielicznych artystów potrafi docenić to, co robią dla niego fani. I zawsze, potarzam, zawsze, zaznacza, że może robić to, co kocha, dzięki swoim Beliebers. I tak właśnie jest i w tej książce. Została ona stworzona specjalnie dla sympatyków i fanów Biebera, by ci mogli poznać go choć trochę lepiej, a przy okazji, poprzeglądać archiwalne zdjęcia i móc trochę powspominać. Bo niektórzy są z Justinem od samego początku. I jego historia, to zarazem ich historia. I to jest piękne.

Może w tym momencie Cię rozczaruję, Drogi Czytelniku, jednak najnowsza książka Biebera, jaką jestDopiero się rozkręcam, nie ma niestety na celu wzbogacenia wiedzy niedoinformowanych ludzi, gdyż nie znajdziemy w niej suchych faktów - nie przeczytamy w niej o dzieciństwie Justina, nie dowiemy się, jak zaczęła się jego kariera, ani nie poczytamy o jego dotychczasowych dokonaniach. Dopiero się rozkręcamma pewną wartość sentymentalną, i jak już wcześniej udało mi się wspomnieć, jest to swoistego rodzaju dziennik najważniejszych wspomnień z kariery Justina. Dzięki niemu dowiemy się, że Bieber uwielbia robić swym współpracownikom psikusy, że jego największym idolem jest Michael Jackson, przeczytamy, jak piosenkarz wspomina pewne szczególne koncerty i prace nad najnowszą płytą Believe. Nie jest to typowa, sztampowa biografia, ale pełna emocji opowieść najnormalniejszego na świecie nastolatka, któremu przydarzyła się niezapomniana przygoda. Justin w swej książce przekonuje nas, że to dopiero początek jego wielkiej kariery. Że jeszcze pokaże, na co go stać. I ja mu wierzę. Bo wbrew wszelkim nieprzyjemnym plotkom i niepotrzebnemu gadaniu ludzi, uważam, że Justin Bieber zapracował sobie na swój sukces, i będzie o nim głośno jeszcze przez długie, długie lata. Wierzę w tego szczerego, normalnego chłopaka. I podążam za hasłem, które on stara się szerzyć na cały świat: Never say never and believe. On jeszcze wiele osiągnie. Ja w to wierzę całym sercem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz